Po parkach narodowych i obcowaniu z naturą przyszedł czas na miejską dżunglę, w której czuję się o wiele lepiej niż wśród drzew i dzikiej nieznanej mi przyrody. Pierwszym miastem, które odwiedziłam podczas tej podróży było San Francisco. San Francisco to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miast USA – w mieście znaleźć można nie tylko rozpoznawalne symbole jak most Golden Gate, tramwaje linowe, strome ulice czy więzienie Alcatraz, ale także interesującą historię, trochę Włoch i … Chin.
Będąc w USA często zapominamy, że historia Ameryki Północnej nie zaczęła się wcale wraz z europejskimi kolonizatorami. Dowody na obecność ludzi na terenie dzisiejszego San Francisco sięgają nawet 3 tyś. lat p.n.e. Pierwsi Rdzenni Amerykanie osiedli tam ze względu na bogactwo roślin oraz zwierząt. Plemię, które zamieszkiwało nadbrzeżne tereny dzisiejszego San Francisco nazywało się Yelamu. Dopiero w drugiej połowie XVIII wieku pojawili się tutaj Hiszpanie, a “amerykańska” historia San Francisco rozpoczęła się w 1846 roku kiedy to kalifornijska gorączka złota spowodowała napływ poszukiwaczy tego kruszcu na tereny miasta. Przybysze osiedlali się masowo w San Francisco. Wizja wzbogacenia się była tak silna, że załogi statków przybywających do portu często porzucały je i masowo udawały się na pola złotonośne. Port miejski wypełnił się opuszczonymi statkami, a do grudnia 1849 roku liczba mieszkańców San Francisco wzrosła z 1000 w 1848 roku do 25000! Z tych czasów wywodzi się też jedna z ikon miasta – chleb na zakwasie, będący podstawą wyżywienia XIX-wiecznych górników i robotników. Rozwój portu San Francisco ugruntował centralną pozycję miasta w handlu w regionie. Wychodząc naprzeciw rosnącemu zapotrzebowaniu ludności na towary i usługi, w mieście powstały liczne manufaktury. Levi Strauss założył przedsiębiorstwo handlowe, a później zaczął produkcję trwałych, odpornych na otarcia i zniszczenia spodni dla górników – w ten sposób powstały dżinsy. Spodnie te nie dość, że zrobiły międzynarodową karierę to również “awansowały” – z kopalń trafiły na salony. Do dziś w SF znajduje się flagowy sklep ze słynnymi levisami. Miasto, za sprawą imigrantów, stało się wielokulturowym i wielojęzycznym ośrodkiem. Chińczycy pracujący przy kolei skupili się w jednej dzielnicy tworząc największe w USA Chinatown. Duża liczba przybyszów z Italii sprawiła, że powstała włoska dzielnica o nazwie Little Italy. Tak więc spacerując po mieście można poczuć niespieszną atmosferę włoskiego miasta jak i głośnego, pełnego dziwnych ryb, skorupiaków, egzotycznych owoców azjatyckiego targu. Charakterystyczne dla miasta strome wzgórza i ulice stanowią wyzwanie dla spacerowiczów, wymagają dobrej kondycji i zacięcia! Ja, mimo iż lubię ruch i niestraszne mi długie wędrówki nie zdecydowałam się na piesze przemierzanie tego rozległego miasta. Wraz z grupą znajomych wynajęliśmy auto, stromą część SF z oryginalną mieszaniną stylów architektonicznych, od wiktoriańskiego do postmodernizmu podziwiałam z okien samochodu.
Miasto słynie także ze swojego zróżnicowania etnicznego, kosmopolityzmu, uniwersytetów, wpływowej społeczności azjatyckiej, latynoamerykańskiej oraz LGBT. W latach 70. XX wieku miasto było głównym ośrodkiem walki o prawa dla homoseksualistów, którzy zamieszkiwali głównie dzielnicę Castro. W tym czasie został zamordowany polityk Harvey Milk co zostało przedstawione w oscarowym filmie „Obywatel Milk” z 2008 roku. Do dziś Castro zamieszkiwane jest przez osoby nieheteronormatywne, to barwna, zadbana i atrakcyjna część SF.
San Francisco urzekło mnie swoją różnorodnością, swoim położeniem, ciekawą architekturą i … ostatnimi na świecie operowanymi ręcznie tramwajami linowymi “Cable Cars”. Stan Kalifornia, w którym położone jest SF ma sporo dziwnych praw, a jedno z nich dotyczy czworonogów. Amerykanie ze względu na natłok obowiązków często zatrudniają do ich wyprowadzania „profesjonalnych wyprowadzaczy”. W mieście praca ta jest limitowana do wyprowadzania maksymalnie ośmiu psów na raz, a prawo definiuje nawet maksymalną długość smyczy. W USA wyprowadzanie psów może być świetnym biznesem!
Ikoną miasta jest most Golden Gate – co ciekawe jego dzisiejszy, charakterystyczny kolor nie był wcale intencją miasta! Kolor oficjalnie nazywa się International Orange i jest odcieniem pomarańczy. Początkowo użyta farba miała stanowić tylko podkład ochronny dla stali na czas wyboru ostatecznego koloru. Jak widać barwa przyjęła się na stałe. Most często spowijają chmury, niezbyt często można go zobaczyć w pełnej okazałości bez mgły czy obłoków.
Będąc w San Francisco nie można pominąć słynnego na całym świecie więzienia Alcatraz! Nazwa tego legendarnego zakładu karnego pochodzi od hiszpańskiej nazwy pelikanów brunatnych. Pierwszy europejski kapitan, który dotarł w ten rejon nazwał wyspę La Isla de los Alcatraces – Wyspa Pelikanów. Jak w wielu przypadkach, Amerykanie postanowili uprościć sobie nazwę i nazywali ją po prostu Alcatraz. Dziś, gdy więzienie jest już puste, ptaki znów są głównymi mieszkańcami wyspy. Słynne “więzienie na skale” funkcjonowało w na wyspie Alcatraz w latach 1934 – 1963 i teoretycznie nie dało się z niego uciec. Nawet jeśli któryś z więźniów podjąłby się takiej brawurowej próby i zdołał opuścić budynek, dalszą drogę odcinały zimne wody i fale. Mimo to łącznie 36 więźniów zdecydowało się na ten krok. 23 z nich zostało niemal natychmiast schwytanych, czterech utonęło, sześciu zginęło od kul, a trzech… zdołało uciec, a przynajmniej opuścić teren więzienia i zniknąć. Mury Alcatraz gościły najgorszych przestępców, ale także tych sławnych gangsterów-celebrytów jak np. Al Capone. Ten handlarz alkoholem w czasach prohibicji otrzymał więzienny numer 85 i główne zadanie – codzienne czyszczenie więziennych toalet, co ponoć przyczyniło się do jego depresji i upadku. Al Capone grał w więziennym zespole na banjo! Legendy głoszą, że żelazne zasady wprowadzone w Alcatraz złamały tego słynnego więźnia, który sprawował się względnie dobrze.
Na koniec mojej opowieści o San Francisco mała prawnicza ciekawostka – w 1867 miasto uchwaliło niezwykle dziwne prawo. Zgodnie z nim osoby, które uważane były za brzydkie nie mogły pokazywać swoich twarzy publicznie. Definicja mówiła, że “każda osoba, która jest chora, okaleczona, poraniona lub w jakikolwiek sposób zdeformowana i których wygląd jest nieestetyczny lub obrzydliwy” nie może pojawiać się w miejscach publicznych. To niechlubne prawo obowiązywało też w Denver, Chicago i Nowym Orleanie. Obecnie jest to martwy przepis i nikt nie obawia się czy aby spełnia kryteria i może bez narażania się na nieprzyjemności pojawić się w mieście.
Zapraszam do galerii zdjęć.
—
Gabi
San Francisco
P.S.
Bardzo serdecznie dziękuje naszej koleżance Gabrysi za kolejne przepiękne zdjęcia i reportaż po San Francisco.