Gabriela Majcher

W drodze na prawdziwe surową i minimalistyczną Północ zatrzymaliśmy się w ,położonym w malowniczej zatoce, miasteczku Grundarfjordur. Miasteczko słynie z niezwykłej góry Kirkjufell (isl. kościelna góra) i z faktu, że lokalne władze przeznaczyły kilka działek budowlanych dla … elfów. Te nadprzyrodzone istoty, mimo iż są niewidzialne, potrafią dobrze dbać o swoje interesy i gdy coś idzie nie po ich myśli mogą być złośliwe, a nawet niebezpieczne. Miejscowi wierzą, że lepiej im w drogę nie wchodzić, dlatego na wszelki wypadek nie budują dróg czy innych obiektów w miejscach gdzie od wieków zamieszkują lub modlą się (tak, elfy mają swoje świątynie!) ci niewidzialni mieszkańcy. Góra Kirkjufell, o której już wspomniałam jest ponoć jedną z najpiękniejszych i najczęściej fotografowanych gór całej Islandii. Rzeczywiście trudno jej odmówić uroku i fotogeniczności. Ma wprawdzie tylko 463 m n.p.m., ale wraz z pobliskim wodospadem Kirkjufellsfoss tworzą bardzo urokliwy, wręcz pocztówkowy widok. Górę rozsławił serial “Gra o tron” (wystąpiła w kilku odcinkach).

Kolejnym miejscem na Islandii, które skradło moje serce było kolorowe miasto Stykkisholmur. Spacer uliczkami z zabytkowymi domkami duńskich osadników, wizyta w malowniczym porcie, wspinaczka na latarnię morską pozwoliły nasycić się barwami przed podróżą na dość monochromatyczne Fiordy Zachodnie. Już tylko kilka godzin rejsu dzieliło mnie od tej części Islandii, której najbardziej wyczekiwałam. To właśnie fiordy zachodniej Islandii były miejscem, które najmocniej rozpalało moją wyobraźnię i najsilniej przyciągało swoją niedostępnością, pustką i dzikością. Dużo czytałam o tym odludnym i nieprzyjaznym miejscu. Fiordy Zachodnie były w literaturze opisywane jako nieludzko piękne, pełne sag i legend. Nie zawiodłam się! Surowość i chropowatość krajobrazu sprawiały wrażenie, że nigdy nie było tu żadnego osadnictwa, że nikt nie stąpał po tej ziemi, że poza ptactwem i lisami (lis to jedyny rdzenny ssak Islandii) nie ma tu nic. Jak wyglądają Fiordy Zachodnie? Nagie góry, ciche zatoki o zaskakującym turkusowym kolorze wody, wysokie klify z milionami gniazdujących ptaków, falujące od porywistych wiatrów trawy i łany arcydzięgla, który na Islandii osiąga imponujące rozmiary. Uroku temu miejscu dodają śliczne i zabawne w swej niezdarności maskonury. Ptaki te zwane arlekinami północy, arktycznymi braciszkami czy morskimi papugami zamieszkują okolice Latrabjarg, tworząc najdłuższy ptasi klif w Europie (długość 14 km, wysokość 100 m). Oprócz maskonurów klif zamieszkują też głuptaki białe i alki zwyczajne. Obserwacja ptaków, które po całym dniu na oceanie wracają na noc do gniazd, to taki rodzaj przyjemności, któremu trudno się oprzeć. Pięćdziesiąty, siedemdziesiąty czy setny lądujący maskonur cieszy tak samo i mimo bardzo silnych wiatrów i skostniałych od niskiej temperatury palców wciąż chce się robić kolejne zdjęcie czy nagrywać kolejny filmik. Maskonury nigdy się nie nudzą!

Innym – zupełnie niebywałym i absolutnie zaskakującym miejscem, nie tylko Fiordów Zachodnich, ale i całej Islandii jest Raudisandur czyli Czerwona plaża. Droga do niej to prawdziwy extreme! Chwilami jechaliśmy w całkowitej mgle, a dramatyzmu tej przejażdżce dodawał fakt, że jest tam niezwykle stromo, a ponadto droga jest kręta i nie ma barierek. Gdy tylko mgła opadała naszym oczom ukazywała się przepaść i kolejny ostry zakręt. Drogę do plaży pokonywaliśmy w zawrotnej prędkości 20 km na godzinę, co w tych warunkach było prawdziwą brawurą! Czerwona plaża zmienia kolor w zależności od kapryśnego tu słońca, bywa więc żółta, bywa bursztynowa, bywa czerwona. Niezależnie od tego jaki kolor przybiera, hipnotyzuje swym pięknem i swą zmiennością, i gdyby nie silny wszechobecny na wyspie wiatr, można by się tym spektaklem fal i piasku delektować długie godziny.

Trudno też oderwać wzrok od kolejnej perełki Fiordów Zachodnich czyli majestatycznego wodospadu Dynjandi. To bardzo charakterystyczny szeroki schodkowy wodospad, którego nazwa w języku islandzkim oznacza potężny, huczny, gromki. Wodospad ten znany jest również pod nazwą Fjallfoss, stanowi on ciąg kaskad o szerokości 30 m na górze i 60 m na dole. Wodospad znajduje się na rzece Dinjandisa, która nieopodal wodospadu uchodzi przez 30 km fiord do Morza Grenlandzkiego. Wodospad Dynjandi zaliczany jest do jednych z najpiękniejszych i najbardziej spektakularnych na całej wyspie.

Islandia oferuje niezwykle szeroki wachlarz wrażeń i doświadczeń, tu naprawdę można oddychać pełną piersią i wszystkimi zmysłami odbierać potęgę przyrody. Zresztą nie tylko przyroda tu jest niezwykła, ale i muzea oferują bardzo osobliwe kolekcje i wystawy: Muzeum Potwora Morskiego, Muzeum Sag, Muzeum Czarnoksięstwa i Magii z przerażającym eksponatem o nazwie “majtki śmierci”. Ten mrożący krew w żyłach artefakt uszyty jest ze skóry zmarłego mężczyzny i według legend, noszącemu je właścicielowi miał przynosić ogromne ilości pieniędzy ….

Zdecydowanie przyjemniejszym miejscem było Centrum Lisów Polarnych, w którym nie tylko można dowiedzieć wszystkiego się o pluszaku północy, ale i zobaczyć na żywo lisich wychowanków ośrodka.

W następnej części opiszę wrażenia z degustacji hakarl czyli sfermentowanego rekina, pobycie w ogrodzie botanicznym w Akureyri i rozśpiewanym, rozsławionym przez film Netflixa pt”. Eurovison Song Contest: historia zespołu Fire Saga” Husaviku.

Zapraszam do obejrzenia zdjęć.

Gabi

  

Cudowna Islandia

 

Jerzy Moskal
Written by Jerzy Moskal
See Jerzy Moskal's latest posts

Leave a comment