Nie nastawiałam się na Waszyngton i nie spodziewałam się, że tak mi się spodoba i tak mnie zaskoczy (Stany Zjednoczone zachwycą i zaskoczą mnie jeszcze niejeden raz!). Po raz kolejny zarówno miejsce, jak i jego historia, architektura, ludzie i atmosfera mnie oczarowały, a spotkanie niemal twarzą w twarz Nancy Pelosi (spiker Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych) dodatkowo podniosło temperaturę wrażeń. Spacer po Waszyngtonie zaczęłam od Kapitolu, który jest siedzibą Kongresu Stanów Zjednoczonych czyli najwyższego organu przedstawicielskiego władzy ustawodawczej w USA (Kongres Stanów Zjednoczonych jest odpowiednikiem polskiego parlamentu).
Kamień węgielny pod budowę Kapitolu położył sam Jerzy Waszyngton, pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych. Wstęp do obiektu jest bezpłatny, ale wejściówkę należy rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Zwiedzanie Kapitolu odbywa się z przewodnikiem, a zaczyna od sali kinowej, w której wyświetlany jest film o tym jak pięknym, demokratycznym i fascynującym krajem są Stany Zjednoczone Ameryki. Przyznam, że film zrobiony jest po mistrzowsku, pokazuje nie tylko unikatową przyrodę, zachwycające miasta, historię, ale przede wszystkim podkreśla wysokie standardy demokracji, równości, sprawiedliwości i tolerancji. Po obejrzeniu filmu odnosi się wrażenie, że to kraj idealny, w którym każdy obywatel bez względu na pochodzenie czy kolor skóry jest traktowany jednakowo. Nie trzeba być specjalistą, by wiedzieć, że mimo tak pięknych i szczytnych założeń w Ameryce jest rasizm, czego dowodem była m.in. głośna sprawa morderstwa czarnoskórego George’a Floyda. Wspomniany film wywołuje same pozytywne emocje, Amerykanie po jego obejrzeniu z pewnością czują dumę, że są obywatelami USA, a turyści zapewne są wdzięczni losowi, że mogą zwiedzać ten kraj. Po projekcji filmu czułam się przez chwilę wielkim szczęściarzem i osobą wyróżnioną – byłam przecież w kraju gdzie wolność, tolerancja i równość są niemal świętościami! Szczerze gratuluję reżyserowi filmu za tak sugestywne przesłanie!
Po filmie, pod czujnym okiem strażników zwiedza się sale Kapitolu, spośród których największe wrażenie robi rotunda, w której znajdują się rzeźby i obrazy, a także kopuła z pięknym freskiem pt. Apoteoza Waszyngtona. Fresk znajduje się ponad 50 metrów nad posadzką, jest ogromny, ma ponad 430 metrów kwadratowych powierzchni! Od połowy XIX wieku w tym miejscu odbyło się kilkadziesiąt uroczystości pogrzebowych wybitnych Amerykanów (trumna zasłużonego jest wówczas umieszczana na środku rotundy). Żegnano się tutaj m.in. z prezydentami Stanów Zjednoczonych, w tym z Dwightem Eisenhowerem, Ronaldem Reaganem, Geraldem Fordem czy Johnem F. Kennedym. Po zwiedzeniu obiektu i wysłuchaniu bardzo ciekawych informacji przyjemność sprawiły mi zakupy w tamtejszym sklepiku z pamiątkami! Gustowne i eleganckie, śmieszne i poważne, dla dzieci i dla dorosłych – tu każdy znalazł coś dla siebie. Po Kapitolu, w którym klimatyzacja ustawiona była, jak na moje standardy, na bardzo niską temperaturę z ulgą wyszłam na zewnątrz. W pobliskim parku nie tylko zjadłam amerykańskiego bajgla, nabrałam sił do dalszego zwiedzania, ale również miałam okazję podziwiać sztukę – w parku są ciekawe rzeźby, konstrukcje przestrzenne i … fresk Marca Chagalla! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! W parku miejskim, lekko ukryty, zupełnie niechroniony znajdował się oryginalny fresk Chagalla!
W drodze do Białego Domu miałam okazję odwiedzić White House Visitor Center – godzina w tym miejscu to mało! Ileż tam ciekawych informacji, pamiątek, zdjęć, nieznanych faktów z życia prezydentów! Z zainteresowaniem czytałam o zwierzętach w Białym Domu, o kulinarnych upodobaniach przywódców, o ich dzieciach, pierwszych damach… niemal każda informacja, podpis pod zdjęciem czy eksponat były dla mnie zaskakujące. Dzięki wizycie w visitor center dowiedziałam się, który z prezydentów USA zajadał się jelly beans, czyim smakołykiem była zupa z wiewiórek, który z prezydentów lubił brać prysznic o mocy węża strażackiego i który z rezydentów Białego Domu wybudował tor do kręgli!
Kolejne ciekawe, a do tego owiane lekką tajemnicą, miejsce to Trump International Hotel czyli hotel, który ponoć upodobali sobie … szpiedzy. Wieść niesie, że to właśnie w tym miejscu można zdobyć cenne informacje i że to tu spotykają się asy wywiadu. Hotel jest jednym z najbardziej luksusowych hoteli świata (mieści się w budynku dawnej poczty), a z jego wieży widokowej rozpościera się widok na całe miasto. Waszyngton – jak sugeruje tytuł tekstu, jest miastem szpiegów, szacuje się, że może w nim przebywać nawet 10 tysięcy tajniaków – mogą nimi być studenci, kelnerzy, sprzątaczki, turyści… Idąc pod Monument Waszyngtona zastanawiałam się kto z mijanych przeze mnie ludzi może być oficerem wywiadu?
Monument Waszyngtona jest najwyższą budowlą w stolicy USA, a ze względu na swój kształt bywa nazywany wielkim ołówkiem, patykiem lub drągiem. Monument Waszyngtona upamiętnia pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych, mierzy niemal 170 metrów i można wjechać na jego szczyt, by nie tylko zobaczyć miasto z góry, ale również przyjrzeć się Białemu Domowi, który z poziomu ziemi jest widoczny zza odległego ogrodzenia. Siedzibę prezydenta Stanów Zjednoczonych widziałam tylko z odległości – owszem można wejść do środka, ale dla osoby, która nie jest obywatelem USA nie jest to łatwe. Amerykańscy prezydenci urzędują w Białym Domu od 1800 roku. Biały Dom jest nie tylko biurem urzędującego prezydenta USA, ale również jego domem podczas sprawowania funkcji. Z pewnością niewiele osób wie, że za wyżywienie prezydent płaci sam!
Przedostatni obiekt, który zwiedziłam w stolicy to Lincoln Memorial czyli imponujących rozmiarów pomnik szesnastego prezydenta Stanów Zjednoczonych, tuż przed nim znajduje się Reflecting Pool czyli prostokątny zbiornik, w wodach którego odbija się Monument Waszyngtona. Patrząc na liczący niemal sześć metrów posąg Lincolna odnosi się wrażenie, że postać zaraz wstanie … noga prezydenta jest wysunięta, dłoń ściska poręcz fotela.
Monument zasłynął jako miejsce płomiennego przemówienia Martina Lutera Kinga, to tu w 1963 roku zostały wypowiedziane słowa: “Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii synowie byłych niewolników i synowie byłych właścicieli niewolników usiądą razem przy stole braterstwa” znane później pod tytułem “I have a dream” (Mam marzenie).
Cmentarz Narodowy w Arlington był ostatnim miejscem, które zobaczyłam w Waszyngtonie. Cmentarz ten to miejsce pochówku weteranów wojennych, członków sił zbrojnych USA oraz cywilów, którzy w sposób szczególny przysłużyli się ojczyźnie. Tu spoczywają m.in. John Fitzgerald Kennedy i jego żona Jacqueline Kennedy Onassis, astronauci – ofiary katastrofy promów Challenger oraz Columbia, jest również Grób Nieznanego Żołnierza, przy którym odbywa się uroczysta zmiana warty.
W tytule napisałam, że Waszyngton to miasto food trucków – jest ich w mieście bardzo dużo (około 450), są kolorowe, głośne i widoczne z daleka. Jak przystało na standardy demokracji, właściciele aut serwujących jedzenie co rok biorą udział w losowaniu miejsca parkowania i sprzedaży, są bowiem w Waszyngtonie lokalizacje tak atrakcyjne, że wylosowanie ich jest jak prawdziwa wygrana na loterii!
Przy pisaniu powyższego tekstu korzystałam z bloga “Ameryka i ja” prowadzonego przez polską dziennikarkę Lidię Krawczuk. Wszystkim osobom zainteresowanym Stanami Zjednoczonymi gorąco polecam książkę, blog jak i szalenie ciekawe podcasty nagrywane przez panią Lidię.
Zapraszam do galerii zdjęć.
–
Gabi
WASZYNGTON