Gabriela Majcher

Podczas podróży po byłych radzieckich republikach, szczególnie tych położonych w Azji Środkowej, oprócz muzeów, świątyń i innych historycznych obiektów zawsze odwiedzam lokalne … bazary. Bazary, rynki, targi są dla mnie obowiązkowym punktem zwiedzania i chyba jednym z najprzyjemniejszych. Niespieszny spacer po targowych alejkach to uczta dla zmysłów!
To feeria kolorów, zapachów i dźwięków. Uzbeckie rynki zarówno te zadaszone jak i na świeżym powietrzu mają ściśle wyznaczone sektory, w których sprzedaje się konkretny rodzaj produktów. Tak więc w jednej alejce można sycić wzrok widokiem równo poukładanych błyszczących bakłażanów, w kolejnej piętrzą się stożki kilkunastu rodzajów ryżu, następna jest przeznaczona na przykład dla hodowców pomidorów, którzy z dumą prezentują swoje plony. Są alejki misternie poukładanych i związanych w pęczki papryczek, są te w których eksponowana jest niekwestionowana królowa warzyw czyli kartoszka (ziemniaki). Oko cieszą kopczyki aromatycznych przypraw o nasyconych kolorach (spacer tą alejką może skutkować kichaniem) i misy pełne orzechów, migdałów, słonecznika i innych bakalii. Jednak bazar oferuje nie tylko owoce i warzywa, w dalszych częściach znajdują stoiska z hakami, na których wiszą zwierzęce tusze, w blaszanych miskach leżą żołądki i serca, a na tacach głowy zwierząt. Zwoje jelit, fałdy kurdiuka (kurdiuk to tłuszcz z ogona owiec tłustoogoniastych), baranie podroby, łapy z kopytami … nawet dla osoby mięsożernej stanowią mocny widok. Warunki higieniczne w jakich przechowywane jest świeże mięso pozostawiają wiele do życzenia, tłuste muchy siedzące na mięsie nie są rzadkością. Na bazarach sprzedaje się też żywy drób i nabiał (śmietana i jogurt są gęste jak budyń). Wymienione produkty stanowią ułamek tego co można kupić na uzbeckim rynku! Oferuje on kupującym chyba wszystko – od suszonych owoców, których nazw nie potrafię powtórzyć, przez kapustę morską, kiszone pomidory, marynowane cybuchy czosnku, kurut (kulki suszonego mleka) po części samochodowe, szlachetne jedwabie, ceramikę i materiały szkolne. Śmiem twierdzić, że bazar Chorsu (chorsu w tłumaczeniu z języka perskiego oznacza “cztery drogi”) w Taszkiencie ma szerszy asortyment niż niejedna galeria handlowa w Polsce. Moją ulubioną częścią bazaru jest ta, w której sprzedaje się rumiane i pachnące liepioszkiLiepioszka to okrągły płaski pszenny chleb ozdobiony fantazyjnymi wzorkami, czasami posypany czarnuszką, sezamem lub kminkiem. Liepioszka jest tym dla Uzbeka czym bagietka dla Francuza, ale w odróżnieniu od francuskiego wypieku dłużej zachowuje świeżość. Bazar ma też inny wymiar niż ten typowo handlowy, tu można spotkać się, podyskutować, potargować się, wypić miseczkę zielonej herbaty a nawet … uciąć sobie drzemkę 🙂 Widok znużonych sprzedawców, którzy śpią z głową opartą o arbuza czy worek z ryżem jest dość częsty.

Uginające się od ciężaru stragany, kosze, misy, wiadra pełne świeżych warzyw i owoców, słoiki z kolorową zawartością, wózki z liepioszkami, napoje z saturatora (czy ktoś z czytelników pamięta saturatory?), a do tego zapach świeżego pieczywa, dymiących szaszłyków, plowu i innych środkowoazjatyckich potraw. Wizyta na bazarze pobudza wszystkie zmysły!

Zapraszam do obejrzenia zdjęć.

Gabi

 

  

Uzbecki bazar

 

Jerzy Moskal
Written by Jerzy Moskal
See Jerzy Moskal's latest posts

Leave a comment