Gabriela Majcher

Pandemia i związane z nią obostrzenia wymusiły (nie tylko na mnie) zmiany wakacyjnych planów. Pomysł, by w końcu powędrować po wulkanicznej Kamczatce nie miał w tym roku żadnych szans na realizację, wybór padł więc na inny wulkaniczny rejon – bardziej dostępny i położony jednak nieco bliżej, bo zaledwie 4 godziny lotu z Polski. Tym miejscem była unikatowa, surowa i absolutnie wyjątkowa Islandia.

 Podróż jak zwykle poprzedziły długie godziny przygotowań. Filmy na YouTube, książki, blogi podróżnicze, artykuły w czasopismach turystycznych utwierdzały mnie w przekonaniu, że kraj ten dostarczy mi niezapomnianych wrażeń, pozwoli oddychać pełną piersią i zapomnieć o wirusie, który skutecznie zatruwa życie i utrudnia funkcjonowanie. 14-dniowa podróż po wyspie zwanej niegdyś Ultima Thule czyli kraniec świata była tak intensywna i bogata w doznania, że niemal codziennie, mimo dużego  zmęczenia trudno było zasnąć.
Kontakt z wyspą rozpoczął się w Rejkiawiku – najdalej na północ wysuniętej stolicy świata. W związku z tym, że nie posiada stolica Islandii imponujących kolekcji dzieł sztuki, wiekowej architektury i innych charakterystycznych dla miast stołecznych atrakcji nie oczekiwałam wiele i nie nastawiałam wyjątkowe przeżycia. Bardzo się myliłam!!! Rejkiawik (w tłumaczeniu Reykjavik oznacza zadymioną zatokę/zatokę dymów) zrobił na mnie piorunujące wrażenie! Kolorowe, wesołe, tętniące życiem, pełne muzeów z osobliwymi kolekcjami (np. muzeum fallologiczne, muzeum punka), zaskakujące nietypowymi zaułkami, muralami i … zielenią miejską! Tak! Rejkiawik oczarował i bardzo zadziwił mnie pomysłami na klomby, trawniki, parki i inne zielone, a właściwie to wielobarwne przestrzenie. Spacerując po mieście byłam w nieustającym zachwycie! Duże wrażenie zrobił na mnie górujący nad centrum kościół Halligrimskirkja – strzelista przypominająca rakietę bryła kościoła przykuwa wzrok i nie pozwala przejść obok niej obojętnie. Przed świątynią, na cokole dumnie stoi Leif Eriksson, który dotarł do wybrzeży Ameryki 500 lat wcześniej niż Krzysztof Kolumb! Rejkiavik nie przytłacza, nie onieśmiela – jego kolorowa niewysoka zabudowa, chodniki wymalowane w tęcze, zabawne wzory i postaci, wywołująca uśmiech na twarzy sztuka uliczna wprawiały mnie w bardzo pogodny nastrój. Ciekawostkę stanowi fakt, że nazwy stołecznych ulic upamiętniają bogów wywodzących się z religii nordyckiej – mamy więc ulicę Odyna, Thora i Lokiego. Dużo przyjemności dostarczył mi też spacer po malowniczym porcie i obejrzenie zaskakującej opery Harpa. Fasada tego budynku nawiązuje do nieobliczalnej islandzkiej natury, sam budynek usytuowany jest na granicy lądu i oceanu, i wykonany jest wyłącznie z islandzkich materiałów. Ściany Harpy zostały zrobione z betonu zabarwionego wulkanicznym popiołem, kamień z Gór Błękitnych tworzy podłogi na parterze budynku, natomiast drewno do sali koncertowej zostało obrobione na północy Islandii, w Husaviku. Budynek został tak przemyślany i zaprojektowany by nie dominować w krajobrazie, by nie przytłaczać otoczenia – ma sprawiać wrażenie rozpływania się w wodach oceanu, ma w swym szkle odbijać światło i łańcuch górski Esja. Kubistyczna w formie bryła sali koncertowej może przypominać bazaltowe kolumny, plastry miodu lub też lodowe  kryształy.

Warto też wspomnieć o niepozornym, ale ważnym z punktu widzenia współczesnej historii budynku o nazwie Hofdi. To tu w 1986 roku odbyło się spotkanie  prezydentów USA i ZSRR. Rozmowa Ronalda Reagana i Michaiła Gorbaczowa uważana jest za ważny krok w kierunku zakończenia zimnej wojny.

Na koniec wspomnę jeszcze o doznaniach kulinarnych. Oprócz skyru czyli tradycyjnego islandzkiego wysokobiałkowego jogurtu, który skosztowałam zaraz po przylocie, pierwszego dnia pobytu miałam okazję zjeść zupę z homara. Wprawdzie serwował ją zwykły bar i na dodatek w tekturowym pojemniku, ale jestem przekonana, że tej zupy nie powstydziłaby się restauracja z gwiazdką Michelin. Do zupy – jako deser, kelner dołożył mi … wafelek Prince Polo. Otóż nasz polski słodycz zrobił zawrotną karierę na wyspie i jest jednym z najbardziej popularnych w całej Islandii.

Wkrótce kolejna część

Zapraszam do obejrzenia zdjęć.

Gabi

  

Album fotograficzny – Rejkiavik

 

Jerzy Moskal
Written by Jerzy Moskal
See Jerzy Moskal's latest posts

Leave a comment