Nazywam się Mariusz Naróg. Jestem absolwentem Technikum Geodezyjnego w Rzeszowie, które ukończyłem w 1992r. Jestem zadowolony z tej szkoły i do dziś bardzo miło wspominam tamten okres, kiedy miałem okazję poznać naprawdę wspaniałych ludzi. Cieszę się z podtrzymywania tych kontaktów do dnia dzisiejszego. Po zdaniu matury postanowiłem jednak trochę zmienić kierunek kształcenia; dostałem się na Wydział Wiertnictwa Nafty i Gazu na AGH w Krakowie, gdzie kontynuowałem studia do roku 1997. Zdobyłem równie ciekawy zawód, choć nigdy nie zakładałem, ze trafię na platformę, bo raczej nie przepadałem za morzem.
Okres studiów wspominam tak samo przyjemnie jak szkołę średnią, w końcu życie studenckie w Krakowie ma wiele uroków. Po skończeniu studiów zaczęła się moja przygoda w branży naftowej, gdyż od września 1997r. zacząłem pracę w firmie Petrobaltic, trafiając na platformę wydobywczą Baltic Beta, położoną na pełnym morzu około 80 km na północ od półwyspu Rozewie. Obecnie jestem kierownikiem platformy. W odróżnieniu od typowych platform wiertniczych tu już się nie wierci, a zagospodarowuje kopalinę. Na początku był to tylko system separacji ropy, z czasem, doszły kolejne instalacje dla intensyfikacji wydobycia i obróbki pozostałych kopalin (gaz, woda złożowa). Dziś jest to już większa jednostka produkcyjna, dalej eksploatująca ropę jak również wykonująca zatłaczanie wody do złoża, sprężanie gazu i tłoczenie na ląd. Tutaj również spotkałem wspaniałych ludzi.
Platforma wiertnicza to takie małe miasteczko na wodach Bałtyku, przebywasz z tymi samymi ludźmi 24 godziny na dobę w systemie zmian 2 tygodnie w pracy, na 2 tygodnie w domu.
Barbórkę – tradycyjnie święto górnicze – obchodzimy 4 grudnia, co oznacza, że wtedy świętują nie tylko pracownicy śląskich kopalni i Zagłębia Miedziowego, ale także geolodzy oraz osoby zatrudnione przy poszukiwaniu i wydobyciu surowców mineralnych, ropy i gazu. Platforma LOTOS Petrobaltic wyglądem przypomina potężnego owada na cienkich nogach, wbitych na głębokość 9 metrów w morskie dno. Ten „owad” jest największą wśród morskich i zarazem trzecią największą kopalnią ropy w Polsce. W kopalni podczas jednej dwutygodniowej zmiany pracuje ok. 60 osób. Grupa LOTOS zatrudnia w Polsce prawie 400 górników morskich, z tego blisko 200 na morzu. Kolejnych 100 pracuje na Litwie i w Norwegii. Na platformie obowiązują bardzo rygorystyczne wymogi bezpieczeństwa, ciągłe ćwiczenia i alarmy. Do lądu daleko, więc w kopalni na morzu stale dyżuruje lekarz. Platforma przypomina małe miasteczko. Mechanicy i elektrycy, pracownicy siłowni doglądają stanu technicznego i serwisują wszystkie urządzenia, by zapewnić ciągłość prac na platformie. Jak miasteczko, to i restauracja musi być. I to całkiem niezła, nieustępująca ofercie dobrej, hotelowej kuchni. Dzienna norma – 4 tysiące kalorii (co dla ludzi tak ciężko pracujących nie jest wielkością wygórowaną), owoce, słodycze, śniadania, kolacje i dwa posiłki ciepłe dziennie, wydawane między 11.30 a 12.30 i od 23.30 do wpół do pierwszej w nocy.
Na czwartym piętrze mieści się radiostacja. Choć dzięki przekaźnikowi telefonii komórkowej można bez problemów rozmawiać z rodzinami, to radiooficer jest na platformie niezbędny. To on podczas lądowania helikoptera podaje pilotom współrzędne i informacje pogodowe, to on utrzymuje stałą łączność ze statkami obsługującymi platformę, monitoruje non stop czujniki gazowe i przeciwpożarowe, odbiera wezwania o pomoc.
Zimno? Wiatr? Wcale nam nie przeszkadzają. Bywa, że czasem trzeba też wejść na koronę wieży wiertniczej. Ponad 20 pięter. Dla człowieka z lądu to niebotycznie wysoko , ale takich wspaniałych widoków nigdzie się nie zobaczy.
Źródło:
1) Notatka Mariusz Naróg
2) Dziennik Bałtycki – Małe górnicze miasteczko na wodach Bałtyku autor: Dorota Abramowicz
Opublikowano za wyłączną pisemną zgodą autora artykułu.
Mariusz-szyby